niedziela, 27 października 2013

Ludzie niby nie chcą w swoim życiu niepotrzebnych zmartwień, bólu i skomplikowanych sytuacji, a mimo to sami na własne życzenie do tego doprowadzają... Bo jak inaczej nazwać to, że doskonale zdają sobie sprawę, że coś jest zupełnie pozbawione sensu, mało tego! Doskonale zdają sobie sprawę, że to przyniesie kłopoty, a jednak brną w to dalej tylko po to żeby się o tym przekonać?

piątek, 23 sierpnia 2013

Jakiś czas temu od pewnego znajomego usłyszałam zdanie "jeżeli ktoś kogo znasz udaję, że cię nie widzi tylko dlatego, że nie chce powiedzieć ci "cześć" powinnaś pokazać, że jesteś mądrzejsza i sama pierwsza się odezwać tylko po to, żeby tej osobie zrobiło się głupio". No tak, coś w tym jest. Nawet się z tym zgadzam tylko szkoda, że ta osoba, która wypowiedziała to zdanie dziś przechodząc obok mnie spuszcza wzrok i mija mnie szerokim łukiem chociaż nie wydarzyło się nic co mogłoby dać powód do takiego zachowania.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Chyba czas zostawić za sobą to co nigdy nie miało, niema i nie będzie miało racji bytu. Czas przestać chrzanić coś co ważne i trwałe dla czegoś co nawet nie istnieje.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Chyba nie trzeba mówić, że tzw. związki na odległość są bardzo delikatną sprawą. Nie każdy chce i nie każdy potrafi być ich częścią. Jesteśmy różni i mamy różny światopogląd nie tylko na ten, ale również na każdy inny temat.
Do znudzenia będę powtarzać słowo "związek" bo ciężko mi określić innymi słowy właśnie tą relacje.
Każda relacja dwójki ludzi jest inna. Inaczej zbudowana od podstaw. Nie ma dwóch takich samych par, ponieważ związek można porównać do gigantycznej budowli, na którą nakłada się tysiące różnych struktur. 
Na świecie jest sporo par, które żyją w związkach na odległość i doskonale się w tym odnajdują, ale są też takie, które bardzo szybko orientują się, że nic nie jest takie proste jak mogło się wydawać, a odległość mierzona w kilometrach okazuję się nie tylko odległością, ale przepaścią.
To, że związek na odległość różni się diametralnie od tego... Jakby to określić? Powiedzmy "osadzonego w jednym miejscu" nie podlega dyskusji. Związek na odległość wymaga dużo więcej cierpliwości, zrozumienia i poświęcenia zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Nie da się prowadzić układu na podstawie, że jedna strona się z całych sił stara, a starania drugiej strony kończą się na byciu zadowolonym z tego powodu. Starania dwóch osób muszą być do siebie wprost proporcjonalne by mówić o jakiejkolwiek dobrej relacji między ludźmi. Wydaję mi się, że nie ma w nim miejsca na jakieś błędy czy potyczki, ponieważ zazwyczaj takie związki są bardzo kruche i nie wielki "wstrząs" może doprowadzić do katastrofy.
Szczerość - to takie ważne słowo w relacjach międzyludzkich. Niestety w wielu związkach to słowo jest bardzo "naginane i rozciągane" w przeróżny sposób. Często słyszę, że może lepiej nie wyciągać pewnych spraw na wierzch. Dlaczego? Pewnie dlatego, że dopada nas strach, obawa, tchórzostwo. Zdecydowanie jestem zdania, że jeżeli nie boimy się do czegoś doprowadzić to również nie powinniśmy bać się o tym mówić. Każde kłamstwo czy przewinienie pewnego dnia gdzieś znajdzie swoje ujście i ujrzy światło dzienne.
Zaufanie. Czy jesteśmy w stanie zaufać komuś kto nigdy nie był i nie jest obecny w naszym życiu na co dzień a mimo tego jesteśmy z nim? Moim zdaniem to bardzo trudna i ryzykowna sprawa. Każdy kij ma dwa końce i uważam, że można na tym wygrać życie lub zaliczyć konkretnego dołka gdy któregoś dnia okażę się, że człowiek, z którym wiązaliśmy nadzieje wcale nie jest tą osobą, za którą go mieliśmy. Nie da się kogoś dobrze poznać przez facebooka czy inny portal społecznościowy. Ludzi poznaje się po tym jak się zachowują w konkretnych sytuacjach.
Nigdy nie byłam w typowym związku na odległość i nie wiem jak to by było. Myślę, że gdyby facet zawróciłby mi w głowie do szaleństwa to byłabym w stanie zaryzykować i spróbować mimo tego, że dość twardo stąpam po ziemi. Chociaż nie tak łatwo zawrócić mi w głowie.
Uważam, że jest realna szansa przetrwania takiego związku, ale nie jest to proste. A najlepsza odległość to odległość na wyciągnięcie ręki.
Pozdrawiam
K.


środa, 14 sierpnia 2013

Jak to jest z tym "pierwszym" związkiem? Czy może być on na całe życie czy jest tylko przygotowaniem przed czymś innym? Często słyszę, że pierwsze związki nigdy nie mają racji bytu, ponieważ nie ma się porównania jakby to było z kimś innym. Czy się z tym zgadzam? Z racji tego, że od prawie czterech lat jestem w takim "pierwszym związku" chciałabym powiedzieć, że zupełnie się z tym nie zgadzam, ale niestety moja podświadomość i niektóre wybryki sprawiają, że chyba jednak muszę się z tym zgodzić.
Mam naprawdę wspaniałego chłopaka. Myślę, że na lepszego nie mogłam trafić. Nikt nie rozumie tak dobrze mojej "filozofii życiowej" jak on. Kocham go, ale nie wiem czy w ten sposób, w który podobno powinno się kochać swojego partnera. Za nami bagaż doświadczeń. Zarówno tych dobrych jak i złych, ale myślę, że jestem stanowczo za młoda jak na związek z takim stażem.
Często zadaję sobie pytanie czy miłość istnieje czy to z początku kwestia hormonów a potem to już tylko przyzwyczajenie do danej osoby. Po kilku latach znamy się doskonale, wiemy na ile możemy sobie pozwolić, ale nie ma w tym emocji, nie ma tej pasji, która była na samym początku. Osobiście nie znam ani jednej pary, która po latach czułaby do siebie to samo co kilka lat wcześniej kiedy zaczynali być razem.

środa, 17 lipca 2013

Dzieci. Największe szczęście, a zarazem odwieczne zmartwienie każdego rodzica. Każdy rodzic ma zupełnie inną koncepcje wychowania dzieci. Jedni robią to bezstresowo, inni zaś nakładają dyscyplinę. Jak powinno być? Chyba nie istnieje recepta na "Idealnie dziecko". Jestem osobą młodą, nie mam dzieci więc nie wiem jak to jest być rodzicem, ale jestem córką. Córką zwykłych, prostych ludzi, którzy prawdę mówiąc nie dobrali się zbyt odpowiednio, ale od prawie trzydziestu lat są razem i nie zasięgnęli rozwodu - co w ostatnich latach wręcz zaczęło być modne.
Nikomu chyba nie trzeba mówić, że kiedyś były inne czasy i było inaczej. Dziś mamy czasy, w których trzynastolatki wracają do domu po godzinie dwudziestej czwartej, spora część młodzieży od piętnastego do osiemnastego roku życia ma już za sobą pierwsze sprawy sądowe i kuratorów u boku, coraz więcej gimnazjalistek staję się mamami, a rodzenie dzieci w wieku osiemnastu lat to już niemal norma i nie ma w tych w zasadzie nic dziwnego, już nawet nie wspominając o narkotykach i alkoholu.
Każdy ma na ten temat odrębne zdanie. Ja uważam, że to co wymieniłam jest niedopuszczalne. Nie mówię tu o jakimś jednym piwie, które wypije szesnastolatek gdzieś po kryjomu w parku, ale osobiście nie życzyłabym sobie, żeby moje dziecko przychodziło do domu "po kolanach, nie wiedząc o bożym świecie" nawet gdyby miało osiemnaście lat. Inni zaś uważają, że przecież nastolatek musi się wyszaleć. Tak, to prawda. Ale następuje pytanie. Za jaką cenę?
Niestety zauważyłam, że rodzice mają tendencje do dawania od najmłodszych lat dzieciom pełnej samowolki, a potem kiedy nastolatek sprawi jakiś "problem" próbują go za wszelką cenę "poskromić". W jaki sposób? Chyba wszystkim znane są najpopularniejsze kary "dwa tygodnie bez komputera" lub "tydzień na wychodzenie z domu" - no tak, bo przecież lepiej będzie gdy dziecko zasiądzie przed telewizorem albo przez tydzień będzie leżeć na kanapie i podziwiać sufit w pokoju.
Dziś już mam dziewiętnaście lat. W świetle prawa jestem osobą dorosłą, odpowiadam za samą siebie. Mam też rówieśników, którzy różnią się od siebie. Jedni mając dziewiętnaście lat mają za sobą już dwójkę dzieci - niestety bądź na szczęście każde z innym ojcem. Inni właśnie skończyli szkołę, zamierzają iść na studia, a w międzyczasie szukają jakieś pracy. No i są też tacy, którzy nie mają żadnych konkretnych zainteresowań, żadnych konkretnych celów i każdy dzień przebiega im na facebooku, innych portalach społecznościowych lub na grach typu CS, Tibia, LOL itd.
Drodzy rodzice! Apeluję o trochę rozwagi. Kontroli nad własnymi dziećmi, ale do granic rozsądku. Dziecko to nie ptak w klatce, którego się wypuszcza by za chwilę znowu go zamknąć i już nie wypuścić. Próbujcie utrzymywać z dziećmi jak najlepszy kontakt - tak aby zawsze mogły nas was liczyć, a nie bać się was. Zaszczepiać od małego jakieś zainteresowania. Oczywiście jeżeli dziecko nie będzie chciało np grać na pianinie to niema co zmuszać, ale warto zapełniać dziecku czas w jakiś aktywny sposób bądź chociaż rozwijający, a nie pokazać na którym programie lecą bajki i jak włączyć komputer.
Pozdrawiam
K.